W kilku rejonach Niemiec, szczególnie pod Frankfurtem i Hamburgiem sadownicy są przekonani, że to z ich jabłek wytwarza się i wypija najwięcej cydru na świecie. Co prawda używają tu innych nazw – Most (nasz moszcz) albo Apfelwein (czyli jabcok), ale tradycja jest bardzo silna. Jak słychać z nazewnictwa, ich cydr ma bliżej do wina niż do piwa. Trochę to zaskakujące jak na kraj piwowarów, ale miło usłyszeć, że pogardzany u nas jabol cieszy się szacunkiem tam, gdzie dobrego wina i piwa nie brakuje.
Apfelwein, wino z jabłek, pojawia się w tekstach z epoki Karola Wielkiego, patrona i kodyfikatora komercyjnego wyrobu cydru. Imperium Franków pod jego panowaniem rozciągało się od Normandii (północna Francja) po środkowe Niemcy.
Źródła historyczne z reguły prezentują cydr jako prosty napój, o zawartości alkoholu między 3 a 5%, wszędzie ceniony za swoje orzeźwiające właściwości przez rolników i podróżnych.
Wice-wino
Chociaż dzisiaj Niemcy kojarzą się głównie z piwem i (białym) winem, to od zarania dziejów uprawa winorośli i jabłoni były równie ważne. Wino było zawsze popularne, ale zmienne warunki klimatyczne, zarazy, podatki i przepisy powodowały, że hodowcy nieraz przestawiali się z jabłek na winogrona i odwrotnie.
To zastępowanie się obu upraw ma swój ślad w trzeciej, zupełnie lokalnej nazwie jabcoka – Viez. Ponoć to zniekształcone łacińskie Vice, czyli zastępstwo. Takie wice-wino, po prostu. Zawsze, gdy winobranie było słabe, ludzie przestawiali się na cydr.
Wice nie wice, tradycja zachowała się do dziś w słynnym z doskonałych białych win rejonie Nadrenii-Palatynatu, w pobliżu Luksemburga. Od Saarburga do granicy ciągnie się Viezstrasse/Rue du Cidre – 150 km jabłoni, starych pras, maleńkich cydrowni i knajpek oferujących miejscowy cydr.
Część druga niebawem.